Nie chodzi tylko o zdjęcia - wywiad z fotografką Kasią Manikowską
W czerwcu odbyła się już druga sesja zdjęciowa z Kasią Manikowską na którą zamiast profesjonalnych modelek zaproszone zostały kobiety o różnych sylwetkach. Plan zdjęciowy powstał na łonie natury, pośród kwiatów i drzew. Dziewczyny miały na sobie jasną i beżową bieliznę, żeby pozostać w naturalnym i lekkim letnim vibe’ie. Po sesji, oczarowani jej efektami, postanowiliśmy zadać fotografce kilka pytań. Zobaczmy czym była dla Kasi i jak wyglądała sesja jej oczami.
GORTEKS:
Prosimy, opowiedz, jak to się stało, że nawiązałaś z nami współpracę?
Katarzyna Manikowska: Powinnam zacząć od tego, co mnie w ogóle skłoniło do rozpoczęcia tego projektu. Myślałam, a teraz wiem na pewno, że wiele z nas ma problem z akceptacją siebie. Też tam byłam i wszystkie dobrze wiemy, że nie jest to łatwe i wygodne miejsce. Patrzyłam na szczupłe modelki i zastanawiałam się czemu ja tak nie wyglądam? Wiedziałam, że część to zasługa Photoshopa, ale widziałam w nich pewność siebie, którą sama chciałam mieć. Zaczęłam drążyć temat, mocno inwestowałam w siebie w tamtym czasie (i wcale nie chodzi o diety i odchudzanie), a o zmianę myślenia o sobie. Mocną inspiracją była dla mnie Asia Banaszewska (IG @jbanaszewska - przyp.red.). Pokazała, że można siebie kochać pomimo różnych rozmiarów. Zawzięłam się i stwierdziłam, że też chce siebie lubić, chcę patrzeć w lustro i czuć się ze sobą dobrze. Pewnego wieczoru trafiłam u Asi na live ze stylistką Sylwią Antoszkiewicz o kompleksach, które nie mają rozmiarów. Weszłam na profil Sylwii i zobaczyłam zdjęcie kilku dziewczyn, w różnych rozmiarach i poczułam całą sobą, że ja chcę zrobić taką sesję. Udostępniłam ten post u siebie na Instagramie i zaczęłam szukać chętnych do udziału w sesji. Zgłosiło się wtedy sporo dziewczyn i spośród nich wybrałam 5 niesamowitych kobiet! Nie byłabym sobą, gdybym nie chciała więcej! Nie lubię robić niczego na pół gwizdka, dlatego stwierdziłam, że poszukam partnera do takiej sesji. Znałam GORTEKS na Instagramie i poczułam, że to marka, z którą chcę pracować, która jest otwarta na potrzeby kobiet w różnych rozmiarach. Napisałam maila, pomysł się spodobał i zrobiliśmy to! Potem zaplanowaliśmy drugą sesję i wyszła równie cudnie jak poprzednia.
Na zdjęciu widoczne są modele Charlize/PG1 oraz Pamela/B2 w kolorze beżowym
G:
Co Cię zainspirowało co wykonania sesji bieliźnianej z kobietami, które nie są modelkami?
K.M.: Szczerze to chyba wszystkie mamy już trochę dość idealnych modelek, które zamiast nas podbudować to sprawiają, że czujemy się jeszcze gorzej. Miałam w swojej małej społeczności osoby, które tak jak ja pragnęły zmian. Kiedy rzuciłam ten pomysł, wiedziałam że znajdę kobiety, które za mną pójdą. Nieważne ile by ich było, czułam że to jest ten moment, że po prostu je znajdę. Chciałam pokazać prawdę, to jakie jesteśmy... chude, grube, z boczkami, rozstępami, ze wszystkim co mamy na co dzień. Myślę, że to, co pozwoliło mi ten projekt wykonać ze zwykłymi kobietami, to przede wszystkim zaufanie dziewczyn. Znały doskonale moje zdjęcia, wiedziały że nie wyretuszuję tej sesji, że poznają siebie na zdjęciach i dzięki temu pomożemy innym kobietom polubić siebie. Czuję, że trochę nam się udało to zrobić!
G:
Trochę? Nawet bardzo! A co dla Ciebie oznacza bodypositive?
K.M.: Ta definicja zmieniła mi się na przestrzeni ostatnich 2-3 lat. Na początku odbierałam ją tylko jako lubienie i akceptowanie siebie. Kiedy dotarłam do tego momentu, że lubię siebie to czułam, że chcę czegoś innego. Doszłam do wniosku, że nie chcę już oceniać ciał. Czy są ładne, czy brzydkie, czy mi się podobają czy nie. Skłaniam się bardziej do tego, że ono po prostu jest i my kobiety, mamy dużo więcej do zaoferowania niż ładne/brzydkie ciało. Zaczęłam na nowo szukać definicji i co to właściwie dla mnie oznacza. Teraz bodypositive to dla mnie docenienie siebie, mówienie sobie komplementów, dostrzeganie swoich potrzeb. Już nie łączy się tak bardzo z ciałem jak na początku i cieszę się z tego.
Dziewczyny przed obiektywem poczuły się jak ryby w wodzie. Jesteśmy dumni!
G:
Jak Ci się pracowało z dziewczynami? Jak było na sesji? Czy coś Cię zaskoczyło?
K.M.: Praca na sesji była naprawdę super. Obie sesje bardzo się od siebie różniły. Nie tylko w kwestii miejsca i kobiet, które w nich uczestniczyły. Pierwsza sesja była dla mnie bardzo osobistym i ważnym projektem i na jej koniec, jak dziękowałam dziewczynom rozpłakałam się. Było to dla mnie bardzo wyzwalające. Mimo, że przecież nie pozowałam, to czułam jak przekraczam kolejne granice w głowie. To co czułam na sesji zostanie ze mną na zawsze i kiedy miewam chwile zwątpienia, lubię wracać do tych wspomnień. Kobiety na sesjach wiele mnie uczą i lubię z nimi pracować. Zwłaszcza, że na każdej sesji jest cudowna atmosfera, bez oceniania, bez wścibskich komentarzy, bez dogadywania. Każda patrzyła na siebie jak na siostrę, z akceptacją tego jaka jest. Czułyśmy się ze sobą w jakiś sposób związane i to naprawdę jest piękne, że potrafimy się tak jednoczyć. Myślę, że najbardziej zaskakujące były dla mnie efekty po sesji. Nie chodzi o zdjęcia, tylko to co dziewczyny uczestniczące w sesji i te, które ją oglądały wzięły dla siebie. To jak ta sesja pomogła im się trochę uporać ze swoimi potworkami w głowie. Nie sądziłam, że tak będzie i to jest naprawdę piękne, że zdjęcia niosą za sobą takie terapeutyczne działanie.
G: To prawda, wydaje nam się, że to nawet ważniejsze, niż wizualny efekt finalny. Fakt, że dziewczyny miały szansę się otworzyć, spojrzeć na siebie pod innym kątem, może nawet polubić, pokochać siebie na nowo. Masz jakieś plany co do kolejnych sesji tego typu?
K.M.: Nie wiem. Druga sesja też nie była w planach, a jesteśmy już po! Czekam na to co się wydarzy, widzę że kobiety potrzebują takich zdjęć i jest to swego rodzaju wyzwanie dla mnie, jak to ugryźć, żeby za każdym razem było wyjątkowo i żeby nie była to kolejna sesja #bodypositive, tylko faktycznie coś co przynosi ludziom korzyść. Więc może tak i nie? Niech to zostanie niespodzianką.
G: Kasiu, dziękujemy za poświęcony czas. Oby więcej takich projektów!
A tu przypominamy efekty zeszłorocznej sesji :)
Od dłuższego czasu powszechnie funkcjonuje także zwrot body neutrality. Jeżeli nie spotkaliście się z tym terminem, spieszymy Wam go wyjaśnić, bo warto go znać! Osoby praktykujące wdzięczność z pewnością uznają, że brzmi to dla nich znajomo: body neutrality to spojrzenie na ciało, jako środek do odbierania piękna życia. Docenienie, że to właśnie dzięki ciału możemy funkcjonować. Czytać, słuchać muzyki, smakować potrawy, tańczyć czy przytulać bliskich. Przede wszystkim jest to dostrzeżenie, że przed tym jak wyglądamy jest mnóstwo rzeczy wpływających na naszą wartość. Body positivity z kolei trochę bardziej dotyczy wyglądu i tego, by dostrzegać w sobie piękno zamiast się porównywać. Naszym zdaniem jest to drugi przystanek na drodze do samoakceptacji i polubienia siebie, a pierwszym jest właśnie docenienie bardziej praktycznych i ważniejszych funkcji naszych ciał.
Kilka dni temu, na Instagramie zadaliśmy Wam pytanie czy zdarza się Wam rezygnować z czegoś wyłącznie z powodu tego, co myślicie o swoim ciele? Wiele z Was odpowiedziało, że regularnie rezygnuje z czegoś tylko i wyłącznie ze względu na kompleksy. Niektóre z dziewczyn od lat nie były na plaży tylko z powodu blokad w swojej głowie! Zapytaliśmy Was także, czy potraficie być wspierający dla innych i ich nie oceniać. Wśród odpowiedzi zdecydowana większość z Was zadeklarowała, że stara się nie oceniać i być wsparciem. Wiecie co to oznacza? Nasze społeczeństwo jest coraz bardziej otwarte i świadome! Jeżeli jeszcze nie do końca polubiliście siebie, to wiedzcie, że to idealny czas, bo warunki i nastroje jeszcze nigdy nie były tak sprzyjające, by poczynić w tym kierunku zdecydowane kroki. Trzymamy za Was kciuki!